O kobiecie, której nie podobał się sukces, bo był zbyt „męski”.


Jakiś czas temu miałam okazję pełnić funkcję moderatora ćwiczeń i dyskusji w ramach szkolenia dla kadry zarządzającej jednej z dużych polskich firm. Szkolenie prowadzone było przez firmę Re- Aktor i opierało się o innowacyjną metodę fantastycznie wykorzystującą działania teatralne.

W trakcie warsztatów pewna uczestniczka miała wcielić się w rolę menadżera i przeprowadzić trudną rozmowę z pracownikiem , odgrywanym przez aktora. Kontekst sytuacyjny nie jest w tej chwili ważny. Istotne, że pani była skuteczna, nie dała się zmanipulować ani sprowadzić rozmowy na poboczne tory. A nie było łatwo, bo aktor właśnie taki miał cel. W dodatku, jako jedyna w blisko dwudziestoosobowej grupie wskazała na pewną bardzo istotną kwestię, dotyczącą tegoż pracownika. Nikt inny tego nie zauważył. Tym samym wytrąciła mu właściwie wszelkie możliwości wykonania nieczystej zagrywki. Jej zachowanie było fair i pozbawione podtekstów. Była rzeczowa i ukierunkowana na cel.

Takie cechy ma dobra szefowa- pomyślałam.

Omawiając ćwiczenie w grupie, ku mojemu całkowitemu zdumieniu, pani skomentowała swoje zachowanie jako niezadowalające. Jej zdaniem przyjęła taką taktykę dlatego, że musiała odnaleźć się w roli menedżera- mężczyzny. Gdyby mogła być sobą, kobietą, zrobiłaby to inaczej. Łagodniej. Delikatniej. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom!

Na ile skuteczne byłoby zachowanie pani w roli, jak to określiła, samej siebie? Czy strategia, którą przyjęła w ćwiczeniu jest rzeczywiście przypisana do płci? Zapewne nie, przecież różni są mężczyźni, tak jak różne są kobiety. A jednak znamy oklepane przekonania na temat różnic między płciami, ich wpływu na pracę, jej przebieg i jakość. Z pewnością każdego z nas spotkało kiedyś niesprawiedliwe traktowanie według stereotypów związanych z płcią. I mam tu na myśli nie tylko kobiety.

Zastanawiałam się nad sukcesem „męskiego wcielenia” uczestniczki warsztatu. Mam wrażenie, że próbuje mi się wmówić, że jedyny sposób, by być traktowaną z równym uznaniem jak mężczyzna, jest… stanie się takim, jak on. A ja widzę płcie jak naczynia- o różnym kształcie, pełne przeróżnych płynów. Ale w takich samych ilościach, tej samej jakości. I na tym polega bogactwo różnic. Równocześnie jest dla mnie jasna konieczność uczenia się od siebie nawzajem, czerpania z tych bogactw.

Nie mam refleksji końcowej. Jest szereg pytań, każde rodzi co najmniej jedno kolejne. Nie da się uciec od myślenia i mówienia o cechach charakterystycznych dla większości kobiet lub większości mężczyzn. Wciąż jednak nie daje mi spokoju pytanie: jaka jest prawdziwa przyczyna tego, że kobieta nie była zadowolona ze swojej taktyki tylko dlatego, że kojarzyła ją (tylko ona!) z męskim sposobem działania? Przy całej skuteczności i wysokim poziomie kultury tamtego postępowania. Czy gdyby była sobą- tą łagodną- ale np. mniej efektywną, lepiej czułaby się ze sobą?

Photo by Engin Akyurt from Pexels

Dodaj komentarz