Jeden klucz do kilku często zacinających się zamków, np. nauki samodzielności albo dziecięcego marudzenia. Niestety, jak to z kluczem bywa- można go źle dopasować, można nawet złamać. Co pewnie nie raz nam się zdarza.
Na czym polega magiczna metoda? Uwaga, uwaga, dwa słowa:
DAJ WYBÓR
I już? No prawie. Ale od początku.
Kiedy dawać dziecku wybór?
Kiedy tylko się da. A dokładniej: kiedy mamy czas na jego namysł i kiedy liczymy się z tym, że wybierze nie to, na co…liczymy (chyba, że skorzystamy ze Złotej Zasady Dawania Wyboru, o której później. Wtedy minimalizujemy problem). I zawsze wtedy, kiedy chcemy, by uczyło się działać i myśleć samodzielnie oraz ponosić konsekwencje swoich decyzji. Aha, no jeszcze wtedy, gdy chcemy ograniczyć marudzenie.
Co to znaczy- dawać dziecku wybór?
Po każdych wakacjach okazuje się, że moje dzieciaki wyrosły ze znakomitej części swoich ubrań. Zabieram je zatem do sklepu ale nie stawiam w jego progu mówiąc- wybierzcie coś. Oferuję wybór, czyli pokazuję z czego można wybierać (= na co jestem w stanie się zgodzić albo co jest nam potrzebne) i decyzję pozostawiam im. Na przykład:
dla Dziedziczki Fortuny
A dla Dziedzica Nazwiska:
Nie popełnijcie mojego błędu.
Myślicie, że z tym nie stawianiem w progu sklepu to oczywistość? Bynajmniej! Doskonale pamiętam, jak wreszcie w naszym domu powstała garderoba z prawdziwego zdarzenia. Przyprowadziłam do niej moją kilkulatkę, pokazałam równiutkie stosiki jej ubranek na półkach i w szufladach. „Tu spódniczki, tu rajstopki. Tu bluzki po domu, tu do przedszkola. Tu wszystkie dresy do brudzenia, a tu na wyjście”- wyjaśniałam wniebowzięta.- „No, to teraz, kochanie, naszykuj sobie ubranko do przedszkola. Taki masz wybór!” i wyszłam w poczuciu dobrze przeprowadzonej lekcji samodzielności z baśniowym elementem w postaci własnego pionu w garderobie. Moje dziecko najpierw tylko stało, potem zaczęło płakać. Żałośnie i z przyczyn dla mnie niezrozumiałych. Chwilę mi zajęło zrozumienie, że za moją sprawą właśnie przegrzewają się jej zwoje w czteroletnim rozumku.
I tu pojawia się
złota zasada dawania dziecku wyboru.
Ograniczoność. Proste, prawda? Małe dziecko- małe spectrum, duże dziecko- du.. o nie, po prostu racjonalnie większe. Pamiętajcie, żeby nie wrzucić na ramiona dziecka zbyt dużej odpowiedzialności, bo są sprawy, w których decydują rodzice i basta. Nie stawiajcie przed dzieckiem wyboru- „będziesz brał lekarstwa czy nie?”. Bo ani ono o tym nie może decydować, ani wy (mam nadzieję) nie odstawicie leczenia, jeśli ono powie „nie”. Możecie jednak zaproponować wybór- „wolisz popić tabletkę wodą czy sokiem?”.
Małe dziecko wybiera według klucza JEDEN Z DWÓCH, np. które rajstopy włożysz do przedszkola, czarne czy czerwone? Kanapka z serem czy z szynką? Weźmiemy do parku rower czy hulajnogę?
Samodzielnie podjęta decyzja o tym, co dziś nałożę, co dziś zjem itp. ogranicza rodzicielską zgadywankę i próbę czytania w myślach. Ale przede wszystkim sprawia, że dziecko czuje się traktowane PODMIOTOWO a nie przedmiotowo. Ma coś do powiedzenia w swojej sprawie i to zostanie uszanowane. To naprawdę ogranicza marudzenie i jęki „nieee toooo”.
Przeszkody w dawaniu wyboru, czyli jak złamać klucz.
„Przecież wiem, czego ono teraz potrzebuje”. Być może świetnie się orientujecie, ale czy dziecko to wie? Czy poznaje siebie, zadaje sobie pytania- o siebie? Czuje się podmiotowo czy przedmiotowo?
„Ono jest jeszcze za małe na taką samodzielność”. Za małe to jest moje ośmiomiesięczne niemowlę. Ale w chwili, w której młode samodzielnie i celowo sięga po tę, a nie po inną zabawkę- zaczyna dokonywać wyborów, nieprawdaż? Złota Zasada Dawania Wyboru pozwala dostosować go do możliwości dziecka.
„Weź ten czerwony, ty lubisz czerwony”. Z tym często spotykam się w pracy. Ja wiem, że rodzice zwykle robią to nieświadomie, czasem z obawy, że to decydowanie będzie zbyt długo trwało. Czasem chcą po prostu pomóc. Jednak mówienie dziecku, co ma wybrać to już nie jest dawanie mu wyboru. A informowanie go (pamiętajcie, że rodzic jest alfą i omegą w dziecięcych oczach), co lubi- kolor, jedzenie, zabawkę itp.- może wręcz ograniczyć chęć doświadczania, bo „pewnie tego nie lubię”. Swoją drogą, ciekawe ile dziewczynek nie nosiłoby różu, gdyby możliwie od początku miały wybór…
Efekty dawania dzieciom wyboru.
Teraz, jeśli chcę rozeznać się w guście moich dzieci, a nie mam czasu na bieganie z nimi po sklepach- wspólnie możemy sprawdzić co i jak w Internecie, np. na smyk.com. Przy spokojnej kawce jest tak przyjemnie ;). Wieczorem mój ośmiolatek i sześciolatka same szykują sobie ubrania na następny dzień. UPRZEDZONE WCZEŚNIEJ co będzie potrzebne, np. krótki rękaw i długie spodnie. Same szykują sobie jedzenie przy wspólnym stole lub decydują, co zrobię na kolację. UPRZEDZONE WCZEŚNIEJ np. że będzie kanapka i że może być z serem, wędliną, dżemem albo jajkiem. Tak, irytuję się, gdy to wszystko trwa długo. Ale wiem, po co się męczę.
Wpis zainspirowany współpracą ze smyk.com.