Jest taka chwila w ciągu dnia w większości domów z małymi dziećmi, w której Tata ma szansę doładować nawet najbardziej zużyte baterie własnego ego. I w dodatku wszyscy byliby z tego powodu przeszczęśliwi. Ale czy Tata wykorzystuje te okazje?

Rozmawiałam kiedyś z pewną mamą, która denerwowała się, że jak wraca z pracy to jej dziecko (w tym czasie pod opieką niani) od razu chce ją jakby zagarnąć, nie daje chwili wytchnienia. Żąda, aby go wzięła OD RAZU na ręce. Tymczasem jej praca wymaga, aby po wejściu do domu najpierw wziąć prysznic, a dopiero potem tulić się do kogokolwiek. Dla tej kobiety zachowanie dziecka było frustrujące i zupełnie nieoczywiste. A przecież to, co siedziało w dziecku tak łatwo daje się wyobrazić: czekam na mamę cały dzień. Ona w końcu przychodzi, ja stęskniony chcę się do niej wreszcie przytulić, a ona odmawia i odchodzi. No to płaczę, wołam, tupię i krzyczę- może jakoś ją ściągnę. Przecież ja tu tęsknię…

Powroty z pracy, gdy dziecko jest małe, to jednak najczęściej domena ojców. Mama jest na miejscu, oczywista jak wyposażenie wnętrza.

Tata to rarytas. Szkoda, że tak często tego nieświadomy.

Tata wraca z pracy.

Ilu ojców nie docenia tego momentu? Przekraczając próg domu prawą nogą, lewą wciąż trzymają w biurze, w zakładzie, w gabinecie dyrektora, w banku, gdzie starali się o kredyt. Rzeczywiście, czasem nie da się od razu przestawić myślenia na domowe tory. Ale też nie da się oczekiwać od dziecka tego, że to zrozumie. Że nie będzie chciało ojcowskiej uwagi, czasu, ramion. Mama była i jest, ale to Tata właśnie się POJAWIŁ- hip hip, hurrra!  Więc jeśli on odmówi tej uwagi i tych wyjątkowych ramion (bo telefon, komputer, „mam jeszcze coś do zrobienia”, „daj spokój, jestem zmęczony, nie widać?!”) to ono i tak się upomni. Będzie, jak to mówią, niegrzeczne. Będzie robić to, co na pewno zwróci uwagę Taty, oderwie go od wszystkiego innego. Dzieci mają w tym względzie, niestety, całkowity brak instynktu samozachowawczego. Przecież w świecie dorosłych to jeszcze bardziej pogarsza sprawę. Ojcowie mają w tej kwestii, niestety, całkowity brak zrozumienia i czytania znaków. Przecież tu w ogóle nie chodzi o złośliwość i dokopywanie zmęczonemu człowiekowi. Tu chodzi o miłość.

A mogłoby być tak pięknie.

Choćby nie wiem jak nieodzowna była Mama, powrót Taty do domu mógłby być codziennym świętem. Ojciec czułby się niezastąpiony, wyczekiwany, wytęskniony. To ważne zwłaszcza dla tych mężczyzn, którzy (choć może nie przyznaliby się do tego nawet przed samymi sobą) czują się czasem mniej potrzebni dzieciom niż ich żony. To one wołane są w najmilszych i najstraszniejszych chwilach, one ZAWSZE WIEDZĄ jak „obsłużyć” maluchy, żeby było dobrze.

A gdyby tak umówić się ze sobą po męsku, że na klatce schodowej zostaje to, co może przeszkodzić w stawaniu się superbohaterem zaraz za tymi drzwiami, za którymi już słychać znajome głosy? Może byłaby wtedy szansa na uratowanie nawet najbardziej beznadziejnego dnia. No właśnie- bo tu wcale nie chodzi wyłącznie o dzieci…

Photo by Katie E from Pexels

Dodaj komentarz